poniedziałek, 15 grudnia 2014

Metafizyka płci

W olsztyńskiej Galerii Sztuki BWA możemy aktualnie obejrzeć świetną wystawę o tajemniczym tytule "Metafizyka płci". Ludzi nijak związanych z filozofią pewnie samo słowo "metafizyka" przyprawia o ból głowy. Metafizyką może zajmiemy się kiedy indziej, teraz chcę wam opowiedzieć o tym, co skrywa ów tajemniczy tytuł. :)

METAFIZYKA PŁCI 
Wizja kobiety demonicznej Stanisława Przybyszewskiego i jej echa w twórczości artystów polskich XX wieku

Teraz pewnie już wiecie. Wernisaż odbył się 4 grudnia i miałam przyjemność w nim uczestniczyć. Kuratorem wystawy jest Łukasz Kossowski, historyk sztuki, malarz, poeta. Wystawę będzie można oglądać do stycznia w głównej sali olsztyńskiej Galerii. Co ciekawego możemy obejrzeć? Prace Witkacego, Weissa, Lebensteina, Schulza, Sroki. Wśród nich znajdziemy grafiki, obrazy i rysunki. Całość dopełniona jest cytatami z wypowiedzi artystów. Przyjemny klimat, chociaż mam kilka uwag do całości, ale o nich napiszę na końcu.

Zamysłem wystawy było ukazanie wpływu Przybyszewskiego na artystów kolejnych pokoleń. Dla niewtajemniczonych, Przybyszewski miał bardzo odważne poglądy na temat płci pięknej (określenie "płeć piękna" obok jego nazwiska to taka moja złośliwość ;)). Meteor Młodej Polski, bo tak określono Przybyszewskiego na jego własnym grobie, uchodził za alkoholika, erotomana i wyznawcę kultu artysty. Nie przejmował się żadnymi ramami, był smutnym i zagubionym egoistą. Podobno był satanistą, ale spotkałam się też z opinią, że u schyłku życia wrócił na łono kościoła katolickiego. 

W moim odczuciu wystawa ma raczej stawiać pytania niż dawać odpowiedzi. Zachęcać do dyskusji na temat płci i seksualności człowieka. Punktem wyjścia jest kobieta.

W twórczości Przybyszewskiego natkniemy się na fascynację nihilizmem, z której wywiódł "metafizykę płci", czyli walkę kobiety z mężczyzną. Kobieta - demon wychodzi z tej walki zwycięsko i jest zawsze powodem zguby mężczyzny. 

Czego mi zabrakło? Witkacego, oczywiście. Za dużo Sroki. I w zasadzie to jedyne rzeczy, do których mogę się przyczepić. Całość jest uwodzicielska, tajemnicza i demoniczna, jak to kobieta. :) Zachęcam do odwiedzania BWA. W wyniku mojego zamotania życiowego, nie mam fotografii z tego wyjątkowego wydarzenia, jednak po namiastkę i wprowadzenie do wystawy odsyłam was na stronę Galerii Sztuki --> klik

sobota, 15 listopada 2014

Tramwaj zwany pożądaniem


Tennessee Williams napisał tę sztukę w 1947 roku, rok później otrzymał za nią Nagrodę Pulitzera. Przyniosła mu sławę i rozgłos, które nie cichną po dziś dzień.

16 października miałam przyjemność oglądać retransmisję spektaklu w Multikinie. Obejrzenie Gillian Anderson "prawie" na żywo było wspaniałym przeżyciem. Przedstawienie zostało pokazane w kilkuset kinach, w ramach cyklu "National Theatre Live".

Tym razem "Tramwaj zwany pożądaniem" został przygotowany przez Young Vic. Young Vic znany jest z odwagi, ekstrawagancji i eksperymentów. To miejsce stworzone dla reżyserów poszukujących niestandardowych teatralnych rozwiązań oraz widzów, którzy pragną powiewu świeżości dla tradycyjnego teatru. Zwiastun -> klik

Williams ma niesamowity dar tworzenia przytłaczającej atmosfery. Historia rozgrywa się w latach 40. XX wieku w Nowym Orleanie. Pewnego wieczoru do Państwa Kowalskich przyjeżdża elegancka Blanche. Siostra Pani Kowalski znalazła się w ciężkiej sytuacji życiowej i szuka u niej zrozumienia i wsparcia. Tak się przynajmniej wydaje na początku historii. Z biegiem czasu wychodzi na jaw, że Blanche sprzedała rodzinną posiadłość, straciła posadę nauczycielki przez romans z uczniem, a ostatnie lata spędziła na prowadzeniu dosyć rozwiązłego stylu życia... Stella martwi się o siostrę, brutalny mąż Stelli, Stanley chce się jej pozbyć, a sama Blanche powoli przestaje odróżniać rzeczywistość od swojej wyobraźni.

Świetna i wciągająca historia. Gęsta atmosfera sprawia, że widz czuje, że sam uczestniczy w tej skomplikowanej historii. W niedługim czasie mam zamiar obejrzeć wielokrotnie nagradzaną ekranizację z 1951 roku. Dam znać, która odsłona jest wg mnie lepsza. ;)

poniedziałek, 13 października 2014

Drzwi

Podobno symbolizują przejście z jednego stanu w drugi. Coś w tym jest, bo jak tylko wchodzę do domu po pracy, zdejmuję zegarek. Nie mam żadnych negatywnych skojarzeń z moim zegarkiem, wręcz przeciwnie, to urodzinowy prezent od mamy. A jednak to właśnie on, w chwili przekroczenia progu drzwi, uwalnia mnie, daje przyzwolenie na przejście w tryb domowy. 

W ubiegły poniedziałek byłam na wystawie. Innej niż wszystkie. W zasadzie słowna otoczka wydała mi się zbędna, bo bez pamięci moim sercem zawładnęły... drzwi.


Perełki architektoniczne w każdym mieście przykuwają moją uwagę. Mogę je oglądać bez końca. Stare drzwi w rozwalającej się kamienicy też są perełką. Są małym dziełem sztuki.






Serdecznie gratuluję autorce, Krystynie Janusz. Wystawę można oglądać w Starej Kotłowni (Kortowo).
A czym dla Ciebie są drzwi? Marzą mi się soczyste, czerwone, angielskie drzwi wejściowe.

sobota, 20 września 2014

Papierowa miłość cz.2.

Druga historia miłosna, która poruszyła moje emocje do granic możliwości. "Jeden dzień" autorstwa Davida Nichollsa opowiada o losach dwójki szczególnych ludzi, Emmy i Dextera, którzy spotykają się raz do roku. Zawsze tego szczególnego, jednego dnia - 15 lipca.

Poznali się na studiach, spędzili ze sobą noc po ceremonii wręczenia dyplomów i na tym miało się zakończyć. W końcu są skrajnie odmiennymi osobowościami.

 
Emma jest idealistką, typem zaangażowanego społecznika i ukrytego za górą książek wrażliwego ducha. Nosi okulary, kocha teatr i sprzeciwia się konfliktom politycznym. Jest przewrażliwiona i ma kompleksy. W życiu nie idzie jej lekko, na wszystko musi ciężko zapracować, a wcześniejsze ideały zostały szybko zdeptane w zderzeniu z okrutną rzeczywistością. Łatwo przyszło mi utożsamienie się z Emmą, chociaż irytowała mnie prawie non-stop. Emma jest przemądrzała i lubi wszystkich pouczać, a mimo to, jest jednocześnie głęboko przekonana o swojej kruchości i beznadziei. Najbardziej irytujące było szukanie zachwytu jej osobą u innych, a następnie negowanie go na wszystkie możliwe sposoby. Emma nie potrafi przyjmować komplementów i nie wierzy w siebie. Szuka uczucia, które zawładnie jej duszą.

Dexter to zupełnie inna bajka. To pewny siebie przystojniak, który żyje w przeświadczeniu, że świat leży u jego stóp. Jest arogancki, chce osiągnąć wiele, ale tak na dobrą sprawę nie do końca jest zdecydowany, jaki kierunek w życiu obrać. Sukcesy przychodzą mu bez większego wysiłku. Wielbiciel skrajnego hedonizmu.

Ona dostaje pracę w beznadziejnej knajpie. Zderzenie idealisty/myśliciela/wrażliwca z gastronomią nie jest czymś dobrym. Znam z własnego doświadczenia. Każdego dnia, dzięki klientom, czujesz, jak cząstka twojej duszy umiera bezpowrotnie.
On robi karierę w telewizji. Świat adrenaliny, pięknych kobiet i niekończącej się listy używek jest bardzo atrakcyjny.

Od tego miejsca wystąpią SPOILERY. Żeby nie było, że nie ostrzegałam.

Każde z nich kroczy własną ścieżką, każde ma odrębny świat. Są przyjaciółmi, piszą do siebie, spotykają się. Są też chwile, kiedy nie chcą się znać. Czy tych dwojga kiedykolwiek połączy coś więcej niż przyjaźń? Oczywiście, że tak. Powiem wam jednak, że zajmie im to chwilę. Dłuższą nawet. Ten moment nastąpi i warto na niego czekać. W międzyczasie Dexter żeni się i rozwodzi, a nawet przychodzi na świat jego córeczka. Emmę również spotyka kilka rozterek miłosnych, jednak za każdym razem to nic poważnego.

Cóż takiego stało się w tej historii, co rozszarpało moje nerwy na strzępy? Naprawdę z wielką niecierpliwością, mimo irytacji Emmą i drobną pogardą dla Dextera, czekałam na moment, w którym zrozumieją, że muszą być razem, że są dla siebie stworzeni, że znają się na wylot, rozumieją bez słów. Kibicowałam bardzo mocno. Książka jest napisana w taki sposób, że czytelnik czasem czuje, że przekracza granice czyjejś intymności. Emocje i przemyślenia bohaterów są bardzo dokładnie i szczegółowo opisane. I właśnie wtedy, kiedy już wszystko miało być cudownie, Emma umiera. I tak jak wszystkie wcześniejsze zdarzenia były rozpisane czasem aż za bardzo, tak śmierć Emmy zajęła pół strony. Jechała rowerem, jakiś palant wyjechał z boku, bach, nie ma Emmy. Szlag mnie trafił. Byłam autentycznie wściekła, że autor potraktował tak dramatyczny moment po macoszemu. Oczywiście, domyślam się, że był to zabieg celowy i Nicholls może być z siebie dumny, że doprowadził mnie to tak silnych uczuć.
Książka jest świetna i każdemu ją polecam. Dla ignorantów książkowych, dostępna jest ekranizacja pod tym samym tytułem.


niedziela, 31 sierpnia 2014

Papierowa miłość

Książki o miłości należały przez sporą część mojego życia do kategorii "Absurdalne; nie warto na nie tracić czasu". Wydawało mi się, że czytają je przede wszystkim nieszczęśliwe kobiety, które po takiej lekturze jeszcze bardziej epatują zawodem miłosnym, brakiem księcia na białym koniu itp. A ja przecież jestem kobietą sukcesu, spełnioną, której miłości/faceta nigdy nie brakowało. Ba! Kobietą, która nigdy za żadnym uganiać się nie musiała, nigdy nie ryczała do poduszki, że żaden jej nie chce. Muszę zaznaczyć, że specjalistka ze mnie żadna i na swoje 26 lat życia przypadły mi 2 poważne związki (drugi jest aktualny). Może to dlatego, ze zainteresowanie płcią przeciwną zbiegło się w czasie z pierwszym poważnym związkiem. A może dlatego, że gdy coś się kończy daję sobie czas na rozpacz, po której przechodzę w stan "miej wyjebane, będzie ci dane".

Wstyd się przyznać, ale do pierwszej lektury trafiłam przez film. Po raz kolejny obietnica "najpierw książka, potem film" nie znalazła spełnienia w rzeczywistości. Film nie byle jaki. Cudowny, wciągający i strasznie smutny. Wracam do niego w chwilach życiowej beznadziei, kiedy czuję, że nic, absolutnie nic, poza kocem, piżamą, paczką haribków i dobrym drinkiem, nie ma najmniejszego sensu. Nastrój podkręca muzyka genialnego Ryuichi Sakamoto --> klik. Polecam od 3:28.

Kto kliknął, już wie o jakim filmie mowa. "Wichrowe wzgórza" doczekały się chyba z miliona ekranizacji, ale ja widziałam tylko tę i tej pozostanę wierna. Film z 1992 roku. W rolach głównych Juliette Binoche oraz uwielbiany przeze mnie Ralph Fiennes. Nie będę rozpisywać się o filmie, bo tekst miał być o książkach. Wszystkim, spragnionym dramatyzmu i rozpaczy, serdecznie polecam.




Autorką książki jest Emily Bronte. To jej jedyna powieść. Została wydana w 1847 roku pod męskim pseudonimem. Wokół sióstr Bronte krąży wiele legend i plotek, z których najodważniejszą jest teoria jakoby autorką wszystkich powieści była Charlotte Bronte. Jak już przeczytam wszystko sióstr Bronte, spróbuję odnieść się do tej teorii.

Tytułowe Wichrowe Wzgórza to posiadłość Earnshawów. Drugim, skupiającym akcję miejscem jest Drozdowe Gniazdo, posiadłość Lintonów. Głównymi bohaterami "Wichrowych wzgórz" są: córka Earnshawa, Kate oraz przygarnięte przez niego cygańskie dziecko, któremu nadaje imię Heathcliff. Z grubsza chodzi o to, że brat Kate nienawidzi Heathcliffa, Kate Heathcliffa kocha, ale nie przeszkadza jej to w wydaniu się za mąż za bogatego Edgara Lintona. Wiem, że zabrzmiało jak telenowela brazylijska, ale tego nie można opowiedzieć, w to po prostu trzeba całym sobą wejść. Tylko wtedy przekonacie się jak ogromną i niszczycielską siłą była miłość tych dwojga. I jak zapoczątkowała wszechogarniającą nienawiść. Gotycką grozę podsyca miejsce akcji powieści, hrabstwo Yorkshire. Piękne i surowe zarazem. Miałam przyjemność je odwiedzić.

cdn.

poniedziałek, 19 maja 2014

Noc Muzeów 2014!

17 maja odbyła się kolejna Europejska Noc Muzeów. Dla wszystkich miłośników sztuki to wydarzenie, którego nie można po prostu zignorować. Olsztyn nie zawiódł i uraczył gości mocą atrakcji! W inicjatywie wzięły udział: Muzeum Warmii i Mazur, Dom "Gazety Olsztyńskiej", Galeria "Rynek" MOK, Kościół Ewangelicko-Augsburski, BWA, Muzeum Przyrody oraz Archiwum Państwowe. A jak ja spędziłam ten uroczy wieczór? :)

Naturalnie, zaczęłam od BWA -->klik. Wszyscy odwiedzający Galerię mieli okazję zapoznać się z projekcją wideo instalacji Nosferatu. Dyktator Lęku autorstwa Jacka Malinowskiego. Była to rzecz oryginalna i ciekawa. I nie jest to sarkazm. Inspiracją była powieść Brama Stokera Dracula oraz jego dwie ekranizacje: Nosferatu - symfonia grozy oraz Nosferatu- Wampir. Na temat wampirów mogłabym się rozpisać w nieskończoność z racji wielkiej miłości, jaką darzę Anne Rice, jednakże w powodu (niestety) wciąż aktualnego fejmu "Zmierzchu", daruję sobie dzisiaj. Instalacja składa się z dwóch, jednocześnie wyświetlanych filmów - Część I Berlin, 30 min o Część II Warschau, 34 min. Część I pozbawiona jest dialogów. To niema projekcja przesycona estetyką ekspresjonizmu, charakterystycznego dla I połowy XX wieku. Niewątpliwie obraz miał wzbudzać u widzów lęk oraz niepokój. Pokusiłabym się nawet o stwierdzenie, że odbiorca miał się po prostu czuć niepewnie i niewygodnie. Część II za to była, w moim odczuciu, komedią pełną gębą, "dialogiem" pomiędzy Wampirem a nieodpowiadającą mu rzeczywistością/kamerą. Dywagacje na temat nieruchomości, przestrzeni, nauki języka polskiego, a nader wszystko o miłości do krwi, potu i łez. I wojen. Wszystko to było odrobinę frasobliwe. A na końcu zwieńczone jeszcze bardziej przygnębiającym rozważaniem o horrorze, czyli o samej ludzkości.





Na Sali Głównej można było również obejrzeć wystawę Obraz Marzeny Huculak.






Oprócz wystaw, BWA co roku punktuje podczas Nocy Muzeów wyprzedażą wydawnictw. W tym roku udało mi się nabyć dwa katalogi z twórczością Władysława Hasiora za oszałamiającą kwotę 6zł.

A co tam było słychać na olsztyńskim zamku? :)


W zasadzie na zamek udałam się w jednym celu - wernisaż wystawy Przepraszam, czy tu biją? Czyli Polski plakat filmowy lat 70. i 80.







To oczywiście tylko niektóre z zaprezentowanych plakatów. Noc Muzeów 2014 zaliczam do udanych, a tym, którzy nie byli, mogę tylko powiedzieć, żeby żałowali i nie przegapili jej za rok ;)

środa, 7 maja 2014

Witkacy na cacy.

Są obrazy, które lubię odwiedzać i lubię do nich wracać. W Warszawie jest to Stańczyk Matejki, w Krakowie Głowa chłopca Gwozdeckiego. A w Słupsku? A w Słupsku jest największa kolekcja obrazów Witkacego! Możemy ją zobaczyć w Muzeum Pomorza Środkowego (klik), mieszczącego się w Zamku Książąt Pomorskich.

Zdjęcia nie grzeszą jakością, ale w sali nie ma okien i obowiązuje zakaz wykonywania zdjęć z fleszem.



Tworzenie kolekcji rozpoczęto w 1965 roku. Zakupiono wówczas 110 prac od potomka zakopiańskiego lekarza i przyjaciela Stanisława Ignacego Witkiewicza, Teodora Białynickiego-Biruli. Wszystkie zakupione prace zostały wykonane suchymi pastelami.



W latach 1973-74 kolekcja powiększyła się o kolejne 54 prace. W 2005 roku zakupiono 14 portretów, pochodzących ze spuścizny Jana Leszczyńskiego. Dzisiaj kolekcja liczy 253 prace. W Muzeum wystawionych jest około 115-125 prac Witkacego. Z myślą o powracających fanach Witkiewicza, zestaw wystawianych prac jest częściowo zmieniany co kilkanaście miesięcy. W miarę możliwości finansowych oraz pojawiających się ofert sponsorów, kolekcja jest systematycznie powiększana. Najnowszym nabytkiem Muzeum jest pochodzący z 1914 roku Portret Marii Zielińskiej. Możemy go podziwiać od 14 marca 2013 roku. Portret bezdyskusyjnie zwiększa wartość kolekcji, szczególnie, że jest on wykonany w technice olejnej. Ciekawostką jest, że na zakup tego dzieła Muzeum dostało dofinansowanie w wysokości 249.600 zł, co stanowiło 3/4 kosztów zakupu.


Trwoga spowodowana wysokością tej kwoty. ;)





Spotkałam się ze zdaniem, że twórczość Witkacego pozostaje zbyt skomplikowana dla masowego odbiorcy. Ja postrzegam jego twórczość przez pryzmat oryginalnej osobowości, bez końca oddanej sztuce.


Polecam Grupę "Witkacy Cacy Cacy" --> klik
Każdemu odwiedzającemu Słupsk nakazuję zajrzeć do Zamku Książąt Pomorskich i pooddychać sztuką Witkacego. Uwaga! Jest totalnie wciągająca i uzależniająca. :)

"Spróbuj tu, bracie, czego w tym życiu do absurdu nie doprowadzić, jako że to całe istnienie, święte i niepojęte, to jeden wielki absurd - walka potworów i tyle..."*

* S.I. Witkiewicz, Szewcy, [w:] Dramaty, t. 1, PIW, Warszawa 1972, s.573.

niedziela, 4 maja 2014

Spacer nad morzem

Jest wieczór, jest cisza, jest chłodno, więc powróćmy do tych kilku kwietniowych, cieplejszych dni nad morzem.


Co najbardziej lubię w takich spacerach? Ciszę. Chwilę zapomnienia i wytchnienia. Pustkę, bynajmniej nie taką, która przytłacza. Taką, która daje moment wyciszenia, wyłączenia bałaganu myśli.


Na Warmii i Mazurach też mam piękne lasy, polany i jeziora, ale morze jest w jakiś sposób magiczne.








A na koniec to, co każdy prawdziwy fan Muminków i Panny Migotki uwielbia, czyli zbieranie muszelek!


I spacerowy song --> klik

środa, 9 kwietnia 2014

Szkarłatny płatek i biały

Powieść Michela Fabera wpadła w moje ręce zupełnie przypadkowo, czym po raz kolejny zaprzeczam swojemu wcześniejszemu twierdzeniu, jakoby książkowe zakupy były zawsze (albo przynajmniej najczęściej) dobrze przemyślaną i zaplanowaną transakcją. Kupiłam ją kiedyś jako tani dodatek do innej książki. Spieszę tłumaczyć, co w moim mniemaniu oznacza tani dodatek. Szukasz jakiejś książki na allegro, znajdujesz, a jej cena jest niższa niż koszt wysyłki. Co zatem zrobić z tym fantem? Przeczesać resztę aukcji sprzedawcy w poszukiwaniu tanich dodatków, książek, o których niekoniecznie wcześniej słyszałeś/słyszałaś, ale wydają się być spoko. A jak spoko nie będą, to zawsze można je wypuścić w świat (pożyczając bezpowrotnie) albo sprzedać w akompaniamencie innych, znudzonych czy kiepskich pozycji.


Tak się złożyło, że mój tani dodatek w postaci "Szkarłatnego płatka i białego" okazał się być jak najbardziej spoko. Nie mam zamiaru go wypuszczać w świat :) Urzekł mnie już sam tytuł, który do tej pory wydaje mi się jakąś niezrozumiałą, językową fanaberią tłumacza. Albo zdaniem wypowiedzianym przez Yodę. Oryginał brzmi The Crimson Petal and the White. Tytuł wziął się z fragmentu wiersza Now sleeps the crimson petal autorstwa Alfreda Tennysona (klik). Cały wiersz można przeczytać tutaj --> klik


Czym jest powieść Fabera? Już na okładce znajdziemy super-zachęcającą reklamę: "Zmysłowa powieść w stylu Dickensa". Nie zgadzam się z tym stwierdzeniem. Ba! Uważam, że na tych 838 stronach nie znajdziemy ani krzty zmysłowości, ale do rzeczy.


Akcja toczy się w 2 połowie XIX wieku w Londynie. Naszym przewodnikiem w zwiedzaniu wiktoriańskiej Anglii jest główna bohaterka powieści, Sugar. Co mnie najbardziej urzekło w tej powieści, to fakt, że zaglądamy nie do pięknych, wyrafinowanych angielskich wnętrz, ale do tych najbardziej obskurnych, dotkniętych syfami, chorobami, fekaliami i dewiacjami. Tak, Sugar jest prostytutką. Nie byle jaką, bo inteligentną, oczytaną, która każdą wolną chwilę poświęca tworzeniu swojej pierwszej powieści. Sugar wierzy, że może wyrwać się z gówna, w którym obecnie egzystuje. Towarzyszymy jej w najbardziej intymnych chwilach, nawet przy odprawianiu antykoncepcyjnego rytuału.

William Rackham to dziedzic imperium kosmetycznego Rackham Perfumeries. Z początku poznajemy go jako nieogarniętego bubka, który nie pali się zbytnio do wspierania firmy ojca, ponieważ uważa, że jest pisarzem. Nie, niczego nie opublikował, samo pisanie też idzie mu strasznie opornie, ale nie przeszkadza mu to w twierdzeniu, że nie nadaje się do prowadzenia biznesu tatusia. Zmienia się to w chwili, w której uświadamia sobie, że jest w dupie finansowej i fakt bycia w jego wieku utrzymankiem ojca staje się powodem do niejakiego wstydu. Tym bardziej, ze William ma żonę. I dziecko, o którego występowaniu w przyrodzie czytelnik dowie się gdzieś dopiero w połowie książki. William jest zawiedziony swoim życiem i Agnes, żoną zmagającą się z chorobą psychiczną. Na ratunek spieszą mu przyjaciele z dawnych lat. Kompani z Cambridge, Bodley i Ashwell znani są z hulaszczego życia i nie zawracania sobie głów nudnymi, moralnymi zasadami. Kiedy Rackham słyszy kilkukrotnie hasło "Sugar", nie tylko od przyjaciół, ale także od dwóch prostytutek Claire i Alice, które odmówiły Panu Rackhamowi kilku zachcianek, wie, że musi poznać tę dziewczynę. Znajdzie ją w burdelu u Pani Castaway. Potem obudzi się w nim ogier i weźmie się za interesy.

Wspomogę się cytatem, aby uświadomić wam, jak cenna jest Sugar.

"Sugar nie proponuje jednak mężczyznom wyłącznie uległości i wyuzdania. Uległość i wyuzdanie nie kosztują drogo. Za kilka pensów na dżin każda bezzębna wiedźma zrobi wszystko, czego może zażądać mężczyzna. Sugar jest wyjątkowa dlatego, że robi to samo, co najbardziej zdesperowane ulicznice, ale z uśmiechem niewinnego dziecka. W jej zawodzie trudno o rzadziej spotykany skarb niż dziewczyna o wyglądzie dziewicy, która poddaje się potopowi sprośności, po czym wstaje z łóżka pachnąca niby róża, z przyjaznym spojrzeniem spaniela i uśmiechem niewinnym jak rozgrzeszenie. Mężczyźni wciąż do niej wracają i pytają o nią po imieniu, przekonani, że pożąda rozpusty równie gorąco jak oni - a jej koleżanki, widząc, że klienci dają się na to nabrać, kiwają tylko głowami z zazdrosnym podziwem."*

Jak łatwo się domyślić, w końcu William i Sugar spotykają się. Ich pierwsze spotkanie nie wygląda jak przygoda rodem ze "120 dni sodomy" de Sade'a. Na pierwszym spotkaniu z najsławniejszą prostytutką Londynu, Rackham był tak pijany, że zasnął w jej łóżku i zlał się w spodnie. Jeżeli takie rzeczy was odrzucają, to nie bierzcie się za lekturę Fabera.

Sugar rozkochała w sobie Williama do tego stopnia, że najpierw wykupuje ją na wyłączność, potem zabiera z burdelu Pani Castaway, a na końcu zatrudnia w roli guwernantki swojej córki i sprowadza do domu Rackhamów. Jak potoczą się losy Sugar? Przekonajcie się sami! Mogę obiecać, że nie będziecie się nudzić.

Jako ciekawy dodatek do powieści Michela Fabera mogę polecić wypuszczony w 2011 roku przez BBC miniserial o tym samym tytule.


Miniserial składa się z 4 odcinków. Każdy trwa mniej więcej godzinę. Dobrze oddają fabułę książki, postać Rackhama została zagrana przez Chrisa O'Dowda, przez co czuję spotęgowaną pogardę do Williama. Na plakacie widzimy Sugar, wiem, że o upodobaniach się nie dyskutuje, ale ona miała być chodzącą pięknością. Chociaż, Faber w książce opisywał przypadłość, na którą cierpiała Sugar jako piękną i dodającą jej uroku. Była to łuszczyca, przez którą skóra prostytutki mieniła się jak rybie łuski. Rzeczywiście piękne. Nie mam w takim razie pytań.



Na sam koniec zostawiłam sobie perełkę. Tak! Panią Castaway zagrała Gillian Anderson! :)


* Michel Faber, Szkarłatny płatek i biały, Świat książki, Warszawa 2007, str. 41.