Te wszystkie motywacyjne pierdy doprowadzają mnie do gorączki. Kiedy widzę "urodzonego mówcę", z charakterystycznymi, wyuczonymi na kursach coachingowych gestami, pozami, minami, tonacjami... to czuję ogromną falę zażenowania. Po co to komu? Bez cienia wątpliwości, uważam, że najwięcej korzyści ze zjawiska, chowającego się za pięknym słówkiem zapożyczonym z zachodu, coaching, ma sam kołcz.
Na studiach omawialiśmy takie zjawiska dwojako. Z jednej strony, jako wytworzenie sztucznego zawodu. Tak, bo bycie coachem, przykro mi to mówić głośno, ale żadnym zawodem nie jest. To fatamorgana. Plus jest taki, że ludzie mają pracę i zarabiają pieniądze, to zawsze dobra wiadomość, nawet jeżeli to tylko ułuda. Good for them. Co z drugą stroną? Druga strona jest stara jak świat i odnosi się do tego, że sfanatyzowanymi masami rządzi się łatwiej, że wszystko można sprzedać, pod warunkiem, że stworzysz w swojej grupie docelowej odpowiednią potrzebę. No i kołcze stworzyli potrzebę pt. "I ty możesz zostać superbohaterem".
Nie możesz. Sorry, ale nie każdy jest stworzony do bycia tym, który porwie tłumy. Oczywiście, można to korygować, np. za pomocą wspomnianych na początku wyuczonych gestów, ale także ćwiczeń z pola emisji głosu czy retoryki. Kiedyś zastanawiałam się, czy to nie taka frajda stworzona specjalnie na potrzeby narcyzów. Każdy, kto ma w swoim otoczeniu przynajmniej jednego narcyza, wie, że każdy moment, podczas którego kilkanaście, kilkadziesiąt, kilkaset par oczu, skierowanych jest w jego stronę, tworząc wokół niego aurę nadczłowieka, jest dla niego nie tylko momentem magicznym. Jest sensem życia. I jak ktoś mi w tym momencie chciałby wyjechać z argumentem pt. altruizm, to niech się puknie w czoło. Altruizm to nic innego jak skrajna postać egoizmu.
Wszystko to za sprawą wyborów - oglądanie spotów to ostatnio jedna z moich ulubionych rozrywek. Większość tych ludzi nie powinna w ogóle mówić. Nie dlatego, że nie mają nic do powiedzenia, ale dlatego, że mówić, a raczej przemawiać, nikt ich nie nauczył. Przecież zrobi to kołcz! Nie zrobi, bo nauka to jedno, a predyspozycje to drugie. Także, jeżeli ktoś jęczy, stęka, zacina się, kręci, mówi "pod nosem", albo bełkocze, jak np. znany wszystkim Janusz, to niech sobie daruje. Ha! A co z wielkim niemieckim wodzem? Tak, on też bełkotał i mówił debilizmy, ale w jego przypadku zadziałało to, o czym też już było - sfanatyzowane masy (wykreowana potrzeba).
Moim skrytym pragnieniem jest uświadamianie ludzi. Nie zmuszajcie się. Ćwiczcie, próbujcie, bo doskonalenie siebie to dobra rzecz, ale zmuszanie siebie, żeby być coraz lepszym, bo nigdy nie jesteś wystarczająco dobry, to masochizm. Swoją drogą, polecam Wenus w futrze Masocha, świetna książka!
I jeszcze przesłanie do kołcza. Dobrze, że jesteś, dobrze, że chcesz motywować, ale nie oszukuj i nie ściemniaj, bo dobrze wiesz, że chęci i motywacja to nie wszystko. Amen.