Jak już jesteśmy w temacie literackim, to zaprezentuję moje pierwsze w tym roku książkowe zakupy. Szukałam miejsca, w którym znajdę wszystkie interesujące mnie tytuły, żeby nie rozdrabniać się na kilka przesyłek. Udało się i zakupy zrobiłam w Arosie - dyskoncie książkowym (jak się dowiedziałam z taśmy, która milion razy okleiła moją paczkę ;)). Ceny bardzo korzystne, za przesyłkę kurierem zapłaciłam około 10 zł. Za to sam kurier i firma DPD coraz bardziej doprowadzają mnie do szału - nie po to zamawiam kuriera, żeby ten, nie informując mnie, zostawiał przesyłki u losowo wybranych sąsiadów. Chyba wiadomo, że większość ludzi do godziny 16 jest nieobecna, ale po coś ten numer telefonu zawsze podaję, prawda...? Wracając do Arosa - świetna księgarnia, ogromny wybór, ceny książek o około 5-10zł niższe od ceny nadrukowanej na okładce. Słowem - polecam! A co kupiłam?
1. Mark Helprin "Zimowa opowieść"
Miałam ją kupić i przeczytać dawno temu, ale zawsze "coś". W końcu ją dorwałam. Piękne wydanie z twardą okładką. Może mam jakiś fetysz, bo naprawdę uwielbiam ją dotykać. Jest taka a la zamszowa... :) Na odwrocie zachęta od Doroty Wellman, którą osobiście bardzo lubię:
Przeczytałam i zgłupiałam. Co to jest? Baśń, fantasy, romans? Cudowne pomieszanie z poplątaniem, wciągający literacki labirynt. Czytając, byłam zagubiona i zachwycona jednocześnie.
Jako że od treści, którą uznam za wartościową oczekuję emocjonalnego tsunami, już się nie mogę doczekać, żeby ją przeczytać. Zapomniałabym - jest ekranizacja! Pewnie jak przeczytam, to i obejrzę, chociaż jak tak dalej będzie, to będę musiała zawęzić profil bloga do czytane vs. obejrzane.
2. Gillian Flynn "Mroczny zakątek"
Tak mi się "Zaginioną dziewczynę" miło czytało, że postanowiłam sprawdzić, co ciekawego jeszcze ma do zaproponowania Pani Flynn. Rekomendacja od Stephena Kinga:
Gillian Flynn naprawdę potrafi w błyskotliwy, złośliwy i porywający sposób opowiadać historie i ma talent do opisywania makabrycznych rzeczy.
No więc właśnie. Wspomniana złośliwość autorki ujęła mnie najbardziej. Lubię sarkastycznych ludzi.
3. Tiziano Terzani "Koniec jest moim początkiem"
Świadomość umierania jest czymś trudnym, nieodgadnionym, ale czeka każdego z nas. Co byś zrobił/a, gdybyś dowiedział/a się, że został Ci miesiąc życia? Pewnie nie raz się nad tym zastanawialiście. Pofarbowałam włosy na różowo, odżywiałabym się przez cały dzień wyłącznie żelkami Haribo i obejrzała przez dobę tyle odcinków "Bones", ile dałabym radę. Zaraz, ja już to wszystko zrobiłam. To co bym zrobiła? Pewnie wpadłabym w rozpacz, szał, gniew... i pewnie dlatego tak bardzo cenię ludzi, którzy się z tym godzą, zwyczajnie biorą to na klatę i starają się przeżyć swoje ostatnie chwile z ogromną wdzięcznością, godnością i przyjemnością. "Koniec jest moim początkiem" jest pośmiertną książką wielkiego dziennikarza, Tiziano Terzani, który przegrał walkę z rakiem.
4. Jeffrey Eugenides "Intryga małżeńska"
Kiedy mając naście lat przeczytałam "Samobójczynie", znane również jako "Przekleństwa niewinności" (a potem je obejrzałam, bo Sofia Coppola wzięła się za ekranizację), byłam zakochana w młodzieńczym stanie zagubienia i rozpaczy. Siostry Lisbon były mi bardzo bliskie. Kilka lat później, w domu moich dziadków, trafiłam na "Middlesex", pięknej historii o zagubionym hermafrodycie. To był ważny moment w moim życiu, pierwszy raz poznałam znaczenie słowa "hermafrodyta"! ;) A teraz czeka na mnie kolejna książka Eugenidesa, co do której mam naprawdę spore oczekiwania. Mam nadzieję, że mnie nie zawiedzie. Rekomendacja Sylwii Chutnik:
Opowieść o dojrzewaniu i miłości ukrytej między uliczkami amerykańskiego kampusu a stronami książek. To właśnie literatura prowadzi bohaterów i towarzyszy im w ważnych momentach życia.
Czego chcieć więcej? Miłość i literatura? Biorę!
5. Magdalena Grzebałkowska "Beksińscy. Portret podwójny"
Nie jestem pewna, kogo poznałam wcześniej - Zdzisława czy Tomka, niemniej obaj mnie fascynowali. Pamiętam, jak na ustnej maturze wykłócałam się z polonistką z komisji o to, do jakiego nurtu podpiąć twórczość Beksińskiego. Ona upierała się na surrealizm, ja twardo trzymałam się zdania, że jeżeli musi upychać go gdziekolwiek, to najbliżej mu do katastrofizmu. Tak, zdałam maturę. ;) Nawet bardzo dobrze. Panowie Beksińscy są dla mnie z półki tych ponadprzeciętnych, tajemniczych, wartych poznania. Podobnie jak Wojaczek, Grochowiak czy Gielniak... Pamiętam moment, w którym dowiedziałam się, że Zdzisław Beksiński został zamordowany. To było w 2005 roku, a ja chodziłam do ogólniaka. Zadałam sobie wtedy pytanie: jak kurewsko destrukcyjnym narodem musimy być, skoro sami wyżynamy najwyższą wartość naszej kultury?
Oczywiście, jak tylko skończę czytać, podzielę się wrażeniami. Tymczasem!