sobota, 31 stycznia 2015

Anna Drońska - Melancholia


Stara Kotłownia rozpoczęła swoją działalność wystawą Anny Drońskiej, o której mogliście przeczytać tu. Rok później Galeria ponownie gości w swych progach tę oryginalną, olsztyńską artystkę. Tym razem z bardzo osobistą wystawą. Melancholia, bo taki tytuł nosi wystawa, jest intymnym zapisem najgłębszych i najmroczniejszych przeżyć artystki. Kuratorem wystawy jest Małgorzata Bojarska-Waszczuk. Czym urzeka twórczość Anny Drońskiej? Mnie - głównie materiałami, na których pracuje artystka. Kamienie, gruz, kości, rdza, mech, blacha, gwoździe, kora, lustra... Razem tworzą wyjątkowe i niepowtarzalne prace, przy których chce się zostać na dłużej.











Zapraszam do odwiedzania Galerii Stara Kotłownia w Olsztynie. Wystawę można oglądać do 19 lutego.

niedziela, 11 stycznia 2015

Styczniowy Book Haul

Jak już jesteśmy w temacie literackim, to zaprezentuję moje pierwsze w tym roku książkowe zakupy. Szukałam miejsca, w którym znajdę wszystkie interesujące mnie tytuły, żeby nie rozdrabniać się na kilka przesyłek. Udało się i zakupy zrobiłam w Arosie - dyskoncie książkowym (jak się dowiedziałam z taśmy, która milion razy okleiła moją paczkę ;)). Ceny bardzo korzystne, za przesyłkę kurierem zapłaciłam około 10 zł. Za to sam kurier i firma DPD coraz bardziej doprowadzają mnie do szału - nie po to zamawiam kuriera, żeby ten, nie informując mnie, zostawiał przesyłki u losowo wybranych sąsiadów. Chyba wiadomo, że większość ludzi do godziny 16 jest nieobecna, ale po coś ten numer telefonu zawsze podaję, prawda...? Wracając do Arosa - świetna księgarnia, ogromny wybór, ceny książek o około 5-10zł niższe od ceny nadrukowanej na okładce. Słowem - polecam! A co kupiłam?


1. Mark Helprin "Zimowa opowieść"
Miałam ją kupić i przeczytać dawno temu, ale zawsze "coś". W końcu ją dorwałam. Piękne wydanie z twardą okładką. Może mam jakiś fetysz, bo naprawdę uwielbiam ją dotykać. Jest taka a la zamszowa... :) Na odwrocie zachęta od Doroty Wellman, którą osobiście bardzo lubię:

Przeczytałam i zgłupiałam. Co to jest? Baśń, fantasy, romans? Cudowne pomieszanie z poplątaniem, wciągający literacki labirynt. Czytając, byłam zagubiona i zachwycona jednocześnie.



Jako że od treści, którą uznam za wartościową oczekuję emocjonalnego tsunami, już się nie mogę doczekać, żeby ją przeczytać. Zapomniałabym - jest ekranizacja! Pewnie jak przeczytam, to i obejrzę, chociaż jak tak dalej będzie, to będę musiała zawęzić profil bloga do czytane vs. obejrzane.

2. Gillian Flynn "Mroczny zakątek"
Tak mi się "Zaginioną dziewczynę" miło czytało, że postanowiłam sprawdzić, co ciekawego jeszcze ma do zaproponowania Pani Flynn. Rekomendacja od Stephena Kinga:

Gillian Flynn naprawdę potrafi w błyskotliwy, złośliwy i porywający sposób opowiadać historie i ma talent do opisywania makabrycznych rzeczy.



No więc właśnie. Wspomniana złośliwość autorki ujęła mnie najbardziej. Lubię sarkastycznych ludzi.

3. Tiziano Terzani "Koniec jest moim początkiem"
Świadomość umierania jest czymś trudnym, nieodgadnionym, ale czeka każdego z nas. Co byś zrobił/a, gdybyś dowiedział/a się, że został Ci miesiąc życia? Pewnie nie raz się nad tym zastanawialiście. Pofarbowałam włosy na różowo, odżywiałabym się przez cały dzień wyłącznie żelkami Haribo i obejrzała przez dobę tyle odcinków "Bones", ile dałabym radę. Zaraz, ja już to wszystko zrobiłam. To co bym zrobiła? Pewnie wpadłabym w rozpacz, szał, gniew... i pewnie dlatego tak bardzo cenię ludzi, którzy się z tym godzą, zwyczajnie biorą to na klatę i starają się przeżyć swoje ostatnie chwile z ogromną wdzięcznością, godnością i przyjemnością. "Koniec jest moim początkiem" jest pośmiertną książką wielkiego dziennikarza, Tiziano Terzani, który przegrał walkę z rakiem.


4. Jeffrey Eugenides "Intryga małżeńska"
Kiedy mając naście lat przeczytałam "Samobójczynie", znane również jako "Przekleństwa niewinności" (a potem je obejrzałam, bo Sofia Coppola wzięła się za ekranizację), byłam zakochana w młodzieńczym stanie zagubienia i rozpaczy. Siostry Lisbon były mi bardzo bliskie. Kilka lat później, w domu moich dziadków, trafiłam na "Middlesex", pięknej historii o zagubionym hermafrodycie. To był ważny moment w moim życiu, pierwszy raz poznałam znaczenie słowa "hermafrodyta"! ;) A teraz czeka na mnie kolejna książka Eugenidesa, co do której mam naprawdę spore oczekiwania. Mam nadzieję, że mnie nie zawiedzie. Rekomendacja Sylwii Chutnik:

Opowieść o dojrzewaniu i miłości ukrytej między uliczkami amerykańskiego kampusu a stronami książek. To właśnie literatura prowadzi bohaterów i towarzyszy im w ważnych momentach życia.


Czego chcieć więcej? Miłość i literatura? Biorę!

5. Magdalena Grzebałkowska "Beksińscy. Portret podwójny"
Nie jestem pewna, kogo poznałam wcześniej - Zdzisława czy Tomka, niemniej obaj mnie fascynowali. Pamiętam, jak na ustnej maturze wykłócałam się z polonistką z komisji o to, do jakiego nurtu podpiąć twórczość Beksińskiego. Ona upierała się na surrealizm, ja twardo trzymałam się zdania, że jeżeli musi upychać go gdziekolwiek, to najbliżej mu do katastrofizmu. Tak, zdałam maturę. ;) Nawet bardzo dobrze. Panowie Beksińscy są dla mnie z półki tych ponadprzeciętnych, tajemniczych, wartych poznania. Podobnie jak Wojaczek, Grochowiak czy Gielniak... Pamiętam moment, w którym dowiedziałam się, że Zdzisław Beksiński został zamordowany. To było w 2005 roku, a ja chodziłam do ogólniaka. Zadałam sobie wtedy pytanie: jak kurewsko destrukcyjnym narodem musimy być, skoro sami wyżynamy najwyższą wartość naszej kultury?


Oczywiście, jak tylko skończę czytać, podzielę się wrażeniami. Tymczasem!

sobota, 10 stycznia 2015

Pierwsza książka w 2015!

Zazwyczaj nie ulegam presji bestsellerów, ale trzymanie się z dala od konsumpcjonizmu (żyjąc w mieście) bywa ciężkie. Złamałam się i w grudniu kupiłam książkę. Książkę obrandowaną "bestsellerem". W dodatku z filmową okładką, czego zazwyczaj nie znoszę. Tak, książka doczekała się ekranizacji, o czym później. Ponieważ na chwilę obecną mam 3 rozpoczęte książki, staram się nie zaczynać niczego nowego, ale po kolejnym podejściu do "Trafnego wyboru" J. K. Rowling, stwierdziłam, że już chyba nigdy przez nią nie przebrnę, więc mogę sobie pozwolić na coś pocieszającego. I tak zabrałam się za "Zaginioną dziewczynę" Gillian Flynn.

"Zaginiona dziewczyna" to jedna z tych książek, w które wpada się jak w czarną dziurę. No dobrze, może nie aż tak, bo z czarnej dziury nie ma wyjścia, ale chodzi o to, żebyście poczuli, jak bardzo ta książka wciąga. I jak bardzo gra na emocjach, a to, jak już pewnie wspominałam, bardzo sobie cenię.


Co sobie najbardziej cenię w grze na emocjach? To, że ta książka ewidentnie zrobiła mnie w konia. Wylazła moja hipokryzja i brak obiektywnego spojrzenia na sytuację. I kolektyw, główna cecha rodu żeńskiego.

O czym?
Nick i Amy są małżeństwem. Byli szczęśliwi i zakochani w Nowym Jorku, skąd pochodzi Amy, teraz są nieszczęśliwi i niekoniecznie zakochani w Missouri, skąd pochodzi Nick. Tę uroczą parę poznajemy w bardzo wyjątkowym i nieszczęśliwym dniu 5. rocznicy ich ślubu. W dodatku w dniu, w którym zaginęła Amy. Ślady w domu sugerują uprowadzenie. Jednocześnie coraz więcej podejrzeń pada na Nicka.

Fabuła jest narysowana "oczami" Nicka i Amy. W przypadku Amy jest to dziennik, w przypadku Nicka - cholera-go-wie-co. Z dziennika Amy dowiadujemy się, że w ich małżeństwie jest źle. Sielanka się skończyła, oboje stracili pracę w NY, matka Nicka umiera na raka, jego ojciec ma Alzheimera, słowem - czas wracać w rodzinne strony i zająć się rodzinnym śmietnikiem. Rodzice Amy są nowojorskimi psychologami i autorami książek o przygodach dziewczynki imieniem Amy, które przyniosły im niezłą fortunę i sławę. Niestety, nastąpił moment, w którym powinęła im się noga i potrzebują oszczędności swojej córki. Po przeprowadzce do Missouri, Amy pożycza resztkę swoich pieniędzy Nickowi i jego bliźniaczce, Go, którzy za pożyczone pieniądze otwierają bar.

Nick i Amy mają specyficzną tradycją, którą pielęgnują w każdą rocznicę ślubu. W zasadzie to bardziej sprawka Amy. Każdego roku, w dniu rocznicy, Amy organizuje Nickowi małe poszukiwania. Nick znajduje listy, w których kryją się kolejne wskazówki. Dotychczas ta zabawa go irytowała, bo uważał, że bezlitośnie go poniża i pokazuje jak kiepsko zna własną żonę. W tym roku jest inaczej. W tym roku Nick kapnął się, że liściki nie dotyczą wyjątkowych miejsc dla jego żony, ale miejsc, w które zabierał swoją kochankę.

Tak, Pan Mąż ma kochankę. Przez mniej więcej połowę książki współczujemy Amy. Raz nawet napisała, że Nick ją uderzył. Tu wylazła moja typowo kobieca przypadłość - kobiety traktują się jak kolektyw. Nick to skurwiel, pomyślałam. A potem okazało się, że Amy jest psychopatką, która upozorowała swoje zaginięcie i być może śmierć, żeby zemścić się na mężu.

Jeszcze kilka ciekawych zwrotów akcji nastąpiło, zainteresowanych odsyłam do lektury. Nie do końca rozumiem zakończenie. Na zasadzie "ale jak...?!!!". A jak tylko skończyłam czytać, wzięłam się za film.


Film jest długi, urywa pewne wątki i nie wyjaśnia niektórych, bardzo istotnych zresztą rzeczy. Stąd sporo pytań na forach od osób, które nie czytały książki. Drewniana gra Affleck'a jak najbardziej pasuje do postawy niewzruszonego zaginięciem swojej żony męża. Pike też pasuje do zimnej, mściwej socjopatki. Nie są to wyżyny kinematografii, ale na niezobowiązujący intelektualnie wieczór można sobie pozwolić. ;)