Tennessee Williams napisał tę sztukę w 1947 roku, rok później otrzymał za nią Nagrodę Pulitzera. Przyniosła mu sławę i rozgłos, które nie cichną po dziś dzień.
16 października miałam przyjemność oglądać retransmisję spektaklu w Multikinie. Obejrzenie Gillian Anderson "prawie" na żywo było wspaniałym przeżyciem. Przedstawienie zostało pokazane w kilkuset kinach, w ramach cyklu "National Theatre Live".
Tym razem "Tramwaj zwany pożądaniem" został przygotowany przez Young Vic. Young Vic znany jest z odwagi, ekstrawagancji i eksperymentów. To miejsce stworzone dla reżyserów poszukujących niestandardowych teatralnych rozwiązań oraz widzów, którzy pragną powiewu świeżości dla tradycyjnego teatru. Zwiastun -> klik
Williams ma niesamowity dar tworzenia przytłaczającej atmosfery. Historia rozgrywa się w latach 40. XX wieku w Nowym Orleanie. Pewnego wieczoru do Państwa Kowalskich przyjeżdża elegancka Blanche. Siostra Pani Kowalski znalazła się w ciężkiej sytuacji życiowej i szuka u niej zrozumienia i wsparcia. Tak się przynajmniej wydaje na początku historii. Z biegiem czasu wychodzi na jaw, że Blanche sprzedała rodzinną posiadłość, straciła posadę nauczycielki przez romans z uczniem, a ostatnie lata spędziła na prowadzeniu dosyć rozwiązłego stylu życia... Stella martwi się o siostrę, brutalny mąż Stelli, Stanley chce się jej pozbyć, a sama Blanche powoli przestaje odróżniać rzeczywistość od swojej wyobraźni.
Świetna i wciągająca historia. Gęsta atmosfera sprawia, że widz czuje, że sam uczestniczy w tej skomplikowanej historii. W niedługim czasie mam zamiar obejrzeć wielokrotnie nagradzaną ekranizację z 1951 roku. Dam znać, która odsłona jest wg mnie lepsza. ;)
Świetna i wciągająca historia. Gęsta atmosfera sprawia, że widz czuje, że sam uczestniczy w tej skomplikowanej historii. W niedługim czasie mam zamiar obejrzeć wielokrotnie nagradzaną ekranizację z 1951 roku. Dam znać, która odsłona jest wg mnie lepsza. ;)