Druga historia miłosna, która poruszyła moje emocje do granic możliwości. "Jeden dzień" autorstwa Davida Nichollsa opowiada o losach dwójki szczególnych ludzi, Emmy i Dextera, którzy spotykają się raz do roku. Zawsze tego szczególnego, jednego dnia - 15 lipca.
Poznali się na studiach, spędzili ze sobą noc po ceremonii wręczenia dyplomów i na tym miało się zakończyć. W końcu są skrajnie odmiennymi osobowościami.
Emma jest idealistką, typem zaangażowanego społecznika i ukrytego za górą książek wrażliwego ducha. Nosi okulary, kocha teatr i sprzeciwia się konfliktom politycznym. Jest przewrażliwiona i ma kompleksy. W życiu nie idzie jej lekko, na wszystko musi ciężko zapracować, a wcześniejsze ideały zostały szybko zdeptane w zderzeniu z okrutną rzeczywistością. Łatwo przyszło mi utożsamienie się z Emmą, chociaż irytowała mnie prawie non-stop. Emma jest przemądrzała i lubi wszystkich pouczać, a mimo to, jest jednocześnie głęboko przekonana o swojej kruchości i beznadziei. Najbardziej irytujące było szukanie zachwytu jej osobą u innych, a następnie negowanie go na wszystkie możliwe sposoby. Emma nie potrafi przyjmować komplementów i nie wierzy w siebie. Szuka uczucia, które zawładnie jej duszą.
Dexter to zupełnie inna bajka. To pewny siebie przystojniak, który żyje w przeświadczeniu, że świat leży u jego stóp. Jest arogancki, chce osiągnąć wiele, ale tak na dobrą sprawę nie do końca jest zdecydowany, jaki kierunek w życiu obrać. Sukcesy przychodzą mu bez większego wysiłku. Wielbiciel skrajnego hedonizmu.
Ona dostaje pracę w beznadziejnej knajpie. Zderzenie idealisty/myśliciela/wrażliwca z gastronomią nie jest czymś dobrym. Znam z własnego doświadczenia. Każdego dnia, dzięki klientom, czujesz, jak cząstka twojej duszy umiera bezpowrotnie.
On robi karierę w telewizji. Świat adrenaliny, pięknych kobiet i niekończącej się listy używek jest bardzo atrakcyjny.
Od tego miejsca wystąpią SPOILERY. Żeby nie było, że nie ostrzegałam.
Każde z nich kroczy własną ścieżką, każde ma odrębny świat. Są przyjaciółmi, piszą do siebie, spotykają się. Są też chwile, kiedy nie chcą się znać. Czy tych dwojga kiedykolwiek połączy coś więcej niż przyjaźń? Oczywiście, że tak. Powiem wam jednak, że zajmie im to chwilę. Dłuższą nawet. Ten moment nastąpi i warto na niego czekać. W międzyczasie Dexter żeni się i rozwodzi, a nawet przychodzi na świat jego córeczka. Emmę również spotyka kilka rozterek miłosnych, jednak za każdym razem to nic poważnego.
Cóż takiego stało się w tej historii, co rozszarpało moje nerwy na strzępy? Naprawdę z wielką niecierpliwością, mimo irytacji Emmą i drobną pogardą dla Dextera, czekałam na moment, w którym zrozumieją, że muszą być razem, że są dla siebie stworzeni, że znają się na wylot, rozumieją bez słów. Kibicowałam bardzo mocno. Książka jest napisana w taki sposób, że czytelnik czasem czuje, że przekracza granice czyjejś intymności. Emocje i przemyślenia bohaterów są bardzo dokładnie i szczegółowo opisane. I właśnie wtedy, kiedy już wszystko miało być cudownie, Emma umiera. I tak jak wszystkie wcześniejsze zdarzenia były rozpisane czasem aż za bardzo, tak śmierć Emmy zajęła pół strony. Jechała rowerem, jakiś palant wyjechał z boku, bach, nie ma Emmy. Szlag mnie trafił. Byłam autentycznie wściekła, że autor potraktował tak dramatyczny moment po macoszemu. Oczywiście, domyślam się, że był to zabieg celowy i Nicholls może być z siebie dumny, że doprowadził mnie to tak silnych uczuć.
Książka jest świetna i każdemu ją polecam. Dla ignorantów książkowych, dostępna jest ekranizacja pod tym samym tytułem.